252-300



252. MIŁOŚĆ KTÓREJ NIE MOŻNA KUPIĆ
Przed urodzinami swojej córki do sklepu z zabawkami przyszli rodzice i zwrócili się do sprzedawczyni:
- Wie pani... Cały dzień jesteśmy w pracy, poza domem. Chcielibyśmy kupić coś, co ucieszy dziecko, na dłuższy czas je zajmie, ukoi samotność.
- Bardzo mi przykro, proszę państwa - uśmiechnęła się przyjaźnie sprzedawczyni - ale nie prowadzimy
sprzedaży rodziców

253. WSPOMNIENIA
Hałas i krzyki przy wejściu do kościoła. Chciano wyrzucić kobietę. Ludzie wołali:
- To prostytutka. Taka może okraść kościół. Ksiądz obronił ją. Poszli razem do zakrystii. Chciała się
wyspowiadać.
- Stałam na ulicy. Obsypał mnie śnieg. Przypomniała mi się moja biała sukienka do pierwszej Komunii św.

259. MIŁOŚĆ WSZYSTKO POKONA?
Swoje życie wewnętrzne ja, Małgorzata zawdzięczam mężowi. A mówiąc dokładniej, zawdzięczam je postawie, jaką on zajął wobec mnie w pewnym mało chwalebnym okresie mego życia małżeńskiego; byliśmy już pięć lat po ślubie, mieliśmy dwoje dzieci, a ja byłam niewierną żoną. Kochałam jednak swego męża i nie chciałam burzyć jego szczęścia. Dokładałam więc wszelkich starań, aby nie mógł on niczego podejrzewać.
Jego miłość do mnie, zupełnie wyjątkowa, pogłębiała się z dnia na dzień. Pewnego wieczoru – pamiętam to tak, jakby to było wczoraj - wyraził mi swoją czułość, szacunek i podziw w słowach, które mnie dotknęły w samo serce. Tego już było za dużo. Wyrwały mi się wtedy słowa:
- Gdybyś wiedział!
- Wiem - odpowiedział mi.
To słowo wywołało we mnie wybuch oburzenia równie gwałtowny jak niesłuszny :
- A więc dlaczego grasz tę potworną komedię?, bo albo nie cierpisz nad tym, o czym wiesz, i to dowodzi, że mnie nie kochasz, albo jesteś tym wzburzony i twój spokój jest kłamstwem.
Byłam zupełnie wyprowadzona z równowagi, agresywna, szydercza, raniłam go. On przeczekał, aż burza ucichnie. Potem spokojnie, poważnie, serdecznie powiedział:
- Zrozum! Od sześciu miesięcy cierpię strasznie, ale moje cierpienie było dla mnie do zniesienia,
ponieważ mnie nie niszczyło, podczas gdy twoje zło niszczyło ciebie i moja miłość tego znieść nie mogła.
Widziałem jasno, co powinienem zrobić i tylko to mogłem zrobić: kochać ciebie jeszcze bardziej niż dotychczas, abyś odrodziła się dla miłości, aby ta miłość zupełnie nowa nie tylko spaliła swoim płomieniem twoje zło lecz także stworzyła w tobie nowe serce, nową czystość, piękność bardziej olśniewającą niż kiedykolwiek. I rzeczywiście miłość, dar przebaczenia ze strony męża uczyniły ze mnie nową istotę.

263. TO TY
Pieśń truwerow prowansalskich opowiada o miłości dwojga ludzi. Zdobywczy i zuchwały młodzieniec
zapukał pewnej nocy do drzwi swej wybranki. Ona pyta:
- Kto tam?
- To ja - odpowiada młody człowiek.
Ona nie chce otworzyć i mówi ostro:
- Idź sobie!
Młodzieniec odchodzi nieprzytomny ze złości - oświadczając, że zapomni o ukochanej, że już o niej
zapomniał. Podróżuje po całym świecie. Nie znajduje jednak zapomnienia. Miłość nieodwołalnie prowadzi go znowu pod dom ukochanej. Ta sama rozmowa, co za pierwszym razem. Dziewczyna, odprawiając go, dodaje tylko krótkie, tajemnicze zdanie :
- Nie mówisz jedynego słowa, które pozwoliłoby mi otworzyć ci.
On oburzony, zaintrygowany, przygnębiony odchodzi, lecz tym razem nie po to, by szukać zapomnienia w dalekich podróżach. Idzie w głębokie wąwozy na długie rozmyślania. Złość i namiętność powoli ustępują w nim miejsca mądrości. Jego miłość traci gwałtowność, a zyskuje głębię i po latach znowuż doprowadza młodego mężczyznę nieśmiałego, pokornego i bardziej niż kiedykolwiek żarliwego do ukochanej. Puka dyskretnie.
- Kto tam?
Odpowiada cicho:
- To ty.
I natychmiast drzwi się otwierają.

264. CZYM JEST SZCZĘŚCIE?
Andrzejowi zawsze sprzyjało szczęście. Andrzej odnosił zawsze same sukcesy w życiu. Kobiety go
uwielbiały. Dorobił się sporego majątku. Miał dwa domy, kilka samochodów. Od kilku lat nie zaznał goryczy klęski. Ale był już nieco zmęczony swoim powodzeniem.
Doskonałość ludzka jest zmorą! - zawołał, gdy pewnego wieczoru siedzieliśmy razem przy herbacie.
- Co z tego wynika? - spytałem.
- Pojadę na pustynię. . .
- Co?!
- Założę tam plantację truskawek i włożę w nią cały mój majątek - wyjaśnił Andrzej.
- Wolne żarty.
- Nie śmiej się - powiedział Andrzej. - Ja chcę koniecznie ponieść klęskę, chcę zbankrutować, chcę
stracić wszystko i wreszcie przerwać passę tego nudnego szczęścia. Jestem, przyjacielu, człowiekiem
szczęśliwym, którego unieszczęśliwił nadmiar szczęścia.
- A czy ty kiedykolwiek - zapytałem - zastanawiałeś się nad tym, czym właściwie jest szczęście?
- Nie. . . - Andrzej podniósł niepewny wzrok - ale wiem jedno, że do pełni szczęścia potrzebna jest spora ilość klęsk. . .

265. PROSZĘ ZAPALIĆ ŚWIATŁO
Podczas pierwszej spowiedzi dziecko podchodzi do konfesjonału, żegna się i... cisza.
Po chwili milczenia słychać błagalny szept:
- Niech ksiądz zapali światło, bo nie widać grzechów.

271. KAMIEŃ RZUCONY..
Październik 1896 roku. Przedmieście Paryża zwane Cayenne. W okolicy, gdzie zagnieździły się nędza i
występek nikt nie widział sutanny. Przybycie księdza było sensacją.
- Czarny kruk, klecha. . .- dały się słyszeć głosy. Jeden z gawiedzi podniósł kamień i rzucił nim w
duchownego. Rzut był celny, w samą twarz.
Kapłan podniósł z ziemi pokrwawiony kamień i zawołał:
- Wiedz bracie o tym, że ten kamień włożę w fundamenty kościoła, który dla was tu zbuduję.
Dotrzymał słowa ks. Macciawelli. Po dziś dzień na tym miejscu widać kościół poświęcony Matce Bożej
Różańcowej.

278. PRAWDZIWE POZNANIE
Niemiecki matematyk i filozof Wilhelm Leibniz ( 1646 - 1716), pewnego razu przeprawiał się przez
rzekę w towarzystwie przewoźnika. Wypytywał go, czy coś wie o matematyce, geometrii, filozofii i astronomii.
Wiosłujący przewoźnik odpowiadał, że nic nie wie o tych naukach, uczony zaś za każdym razem
stwierdzał, że na zgłębianiu tych nauk stracił trzy czwarte swego życia.
Łódka w pewnym momencie zawadziła o podwodną przeszkodę i wywróciła się.
- Umie pan pływać? ! - zawołał przewoźnik do uczonego.
- Nie umiem! - krzyczy przestraszony filozof.
- To proszę trzymać się moich pleców, bo straci pan naraz wszystkie cztery czwarte swego życia!
Niech zakończeniem tej historii będzie komentarz wzięty od św. Augustyna: „Nieszczęśliwy jest
człowiek, który wie wszystko, ale nie zna Boga. „

281. ANTYREKLAMA
Pewien cyrulik starał się pozyskać klientelę wśród tzw. wolnomyślicieli. Na każdym kroku podkreślał, że nie wierzy ani w Boga, ani w życie pozagrobowe.
Utartym zwyczajem wyrwał się kiedyś przed nieznajomym klientem ze swą niewiarą. Otrzymał jednak
dobrą nauczkę:
- Człowiekowi, który nie wierzy w Boga, ani w wieczną odpłatę, nie powierzyłbym nawet psa, a cóż
dopiero moją szyję! Do widzenia panu.

285. NAJWŁAŚCIWSZY
Gdy flota rosyjska wybierała się z oficjalną wizytą do Francji, car Aleksander III polecił przedstawić
sobie listę admirałów, mówiących po francusku. Ołówkiem niebieskim miały być podkreślone nazwiska władających tym językiem płynnie, a czerwonym tych, którzy mówili po francusku słabo. Gdy mu tę listę
przedstawiono, zapytał, który z admirałów mówił najgorzej po francusku, a po usłyszeniu odpowiedniego nazwiska, oświadczył:
- On właśnie będzie dowodził flotą.
Na pytanie o przyczynę takiej właśnie decyzji, car odrzekł:
- Chcę, żeby pojechał ten, kto najmniej będzie mówił, a dobrze dowodził.

287. CHWALMY PANA
„Pieśń sługi. „ Tytuł rozmyślań znanego teologa moralisty, ojca Bernarda Haeringa. Spisywał te
rozważania w szpitalu, po operacji strun głosowych. Kiedy przed drugą i najpoważniejszą operacją zapytał lekarza czy będzie mógł jeszcze kiedykolwiek śpiewać, otrzymał życzliwą odpowiedź:
- Nawet jeżeli ksiądz nigdy już nie będzie mógł śpiewać, to życie księdza będzie chwalić Pana.
Tymi słowami lekarz wzruszył zakonnika. Wyraził bowiem sedno powołania kapłańskiego, powołania wszystkich chrześcijan.

289. ON JEST W TOBIE
Dlaczego trudzisz się szukając Boga tak, jakby On był na zewnątrz ciebie? On jest w tobie. Tam
wyznacza ci spotkanie i tam na ciebie czeka. Tam pozwoli ci się znaleźć, gdy uzna
to za słuszne.
Matki hinduskie, chcąc nauczyć swe dzieci tej wielkiej prawdy, opowiadają im następującą legendę:
Pewnego razu, bardzo dawno temu, koźlę piżmowca górskiego zostało zwabione wonią piżma. Biega
więc po puszczy w poszukiwaniu piżma. Biedne zwierzę wyrzeka się jedzenia, picia, snu. Nie wie, skąd
pochodzi zew tej woni, ale czuje, że musi jej szukać w wąwozach, lasach i na wzgórzach.
Wreszcie zgłodniałe, zmęczone, pędząc na oślep, ześliznęło się ze skały i runęło w przepaść. Ostatni
odruch śmiertelnie rannego zwierzęcia to odruch litości dla samego siebie i dlatego liże swą pierś. . . Tymczasem gdy koziołek upadł, pękł jego woreczek z piżmem i zapach się rozszedł. Koziołek westchnął głęboko i próbuje wdychać woń, której tak długo szukał - lecz jest już za późno. O ukochany synu, nie szukaj Boga poza sobą, abyś nie zginął w dżungli życia, lecz szukaj w swej duszy i zobacz, że On tam jest.

291. ŻYCIOWA WYGRANA
Po pomyślnie zdanym egzaminie student zwierzył się znajomemu profesorowi, że nareszcie znalazł swój ideał dziewczyny. Zaczął wyliczać zalety jej charakteru: jest nadzwyczaj miła, towarzyska. Doświadczony nauczyciel wziął kredę i napisał na tablicy zero.
- Moja ukochana jest skromna. . . Egzaminator dopisał drugie zero.
Student wymieniał dalsze pozytywne cechy wybrania swojego serca, bardzo zdolna, wspaniale gotuje, jest naprawdę śliczna.
Na tablicy pojawiały się kolejne zera. Zdezorientowany chłopak nie wiedział o co idzie w tej grze. Na końcu dodał jeszcze: - a przy tym wszystkim jest bardzo religijna.
Przed sześcioma zerami nauczyciel z nieukrywaną satysfakcją dopisał cyfrę jeden. Powstała wielka
liczba. Student wygrał „życiowego” miliona.

294. LUDZKA PRÓŻNOŚĆ - LUDZKIEJ NIEDOLI
Cesarz brazylijski Piotr II (1825 -1891), władca pełen litości dla biednych i nieszczęśliwych, postanowił
swego czasu wybudować w Rio de Janeiro, wielki szpital połączony z przytułkiem dla kalek. Z własnych dochodów nie mógł, niestety pokryć wszystkich kosztów budowy. Wydał więc odezwę do społeczeństwa nawołującą do składania ofiar. Wbrew oczekiwaniom wpłynęło ich niewiele. Cesarz pojął po pewnym czasie, że tym sposobem nigdy nie zbierze potrzebnej kwoty. Chwycił się innego środka, a mianowicie ogłosił, że każdy, kto ofiaruje na budowę szpitala sto tysięcy milrejsow otrzyma tytuł barona, o kto da dwieście pięćdziesiąt, otrzyma tytuł hrabiego. I oto, jak za skinieniem różdżki czarodziejskiej, pieniądze zaczęły napływać do kasy w ogromnych ilościach. Dawał kto mógł, aby dogodzić swojej próżności.
Nadszedł długo oczekiwany dzień poświęcenia szpitala, zebrały się przed nim wielkie tłumy, a obok
cesarskiej świty stanęli wszyscy nowomianowani „baronowie” i „hrabiowie”, z niecierpliwą ciekawością spoglądając na olbrzymie płótno zasłaniające napis, wykuty nad głównym wejściem do budynku szpitala.
Wreszcie zdjęto materiał, na twarzach nowej „szlachty” pojawił się rumieniec wstydu i upokorzenia, przeczytali bowiem następujące słowa: „Ludzka próżność - ludzkiej niedoli.” Napis zachował się do dnia dzisiejszego.

295. SĄSIAD W POTRZEBIE
Zimowy wieczór. Odwiedziny duszpasterskie popularnie zwane kolędą.
- Do sąsiadki pójdę razem z księdzem.
- Dziękuję, trafię sam.
- Tak, ale ja mam klucz do niej, ona sama nie otworzy, bo ledwie chodzi. . .
- Rzeczywiście: jedna ręka na lasce, druga na poręczy krzesła. Powłóczy bezwładnie nogami. A w
mieszkaniu posprzątane, czyściutko.
- Jeszcze dużo mogę zrobić sama, tylko już nie wychodzę. Ale mam sąsiadkę. . .
Ma sąsiadkę. Nie zgłasza gotowości, nie przystępuje do akcji. Ma tylko klucz do mieszkania niedołężnej kobiety, aby wejść do niej we dnie czy w nocy, kiedy będzie potrzeba. A potrzeba jest tak blisko.

297. ZATWARDZIAŁE SERCE
Amerykanin Joseph Harrison mimo swoich 18 lat miał zaledwie 130 cm wzrostu, ważył 35 kg. Z
wyglądu - dziewięcioletnie dziecko.
Długo lekarze nie mogli wpaść na ślad choroby, która powstrzymywała rozwój organizmu młodego
mężczyzny. Wreszcie jeden z nich poznał właściwą przyczynę. W dzieciństwie pod wpływem silnego uderzenia twardą piłką w pierś i wewnętrznego krwawienia, wytworzyła się wokół serca Josepha Harrisona wapienna skorupa, gruba na 3 milimetry. Była ona tak twarda że przy operacji złamał się na niej skalpel i trzeba ją było kruszyć kleszczami. Twarda powłoka powstrzymywała wzrost serca i obieg krwi, tkanki organizmu nie mogły się rozrastać.
Rzadki to wypadek w historii medycyny, ale o wiele częstszy - w świecie ducha. Niestety!

300. PIERWSZY DZIEŃ WYTRWANIA
Do proboszcza przyszedł mężczyzna w sile wieku i poprosił o Mszę św. z okazji srebrnego jubileuszu
małżeństwa. W oznaczonym dniu przywiózł na wózku swoją żonę, zaniósł na rękach jak dziecko przed ołtarz.
Dziwny to był widok. Kobieta spostrzegła, że jej obecność zrobiła na księdzu ogromne wrażenie,
zwróciła do niego rozpromienioną ze szczęścia twarz i powiedziała:
- Ksiądz zapewne się dziwi temu co w tej chwili widzi. Już 24 lata jestem sparaliżowana. W rok po
naszym ślubie stało się nieszczęście, zostałam kaleką i ciężarem dla męża. Nic nie miał ze mnie w ciągu tych 24 lat. A jednak z dumą muszę powiedzieć, że mój mąż przez te wszystkie lata tak był mi wierny, jak w pierwszym dniu naszego małżeństwa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

5-60

102-150