201--249



201. NAJWAŻNIEJSZA LEKCJA
W przepięknie urządzonym hallu Columbia University w USA znajduje się fresk, który przedstawia
Chrystusa wchodzącego w świetlaną wieczność. Za Nim kroczy wielka rzesza ludzi. Z lewej strony napis następującej treści: „Ostateczne przeznaczenie człowieka zależy nie od tego, czy będzie on zdolnym nauczyć się nowych lekcji, poczynić nowe odkrycia i zdobycze. Ale od tego, czy przyjmie on naukę tej lekcji, która mu została wygłoszona niemal dwa tysiące lat temu”. Nauczycielem tej jedynej i najważniejszej lekcji jest Chrystus.

207. A CO POTEM?
Młody student prawa siedział w biurze adwokackim. Znajdował się sam w pokoju. Nagle usłyszał jakby głos rozlegający się z głębi serca: „Co zamierzasz robić po ukończeniu studiów?” Odpowiedź nie nastręczała trudności:
- Oczywiście będę pracował jako adwokat.
- I co wtedy?
- Zarobię pieniądze, stanę się bogatym człowiekiem.
-1 co wówczas?
- Wybuduję sobie piękny dom, założę rodzinę, zdobędę szacunek i dobre imię.
- I co potem?
- No cóż... Sądzę, że zestarzeję się i pójdę na emeryturę.
- A co potem?
- Umrę w końcu.
- A co potem?
Słowa te dręczyły go coraz mocniej. Co potem? Co wtedy, po śmierci?

208. CZERWONE ŚWIATŁO
Młody mężczyzna chciał przejść przez zatłoczoną samochodami jezdnię, gdy ktoś położył mu dłoń na
ramieniu i ostrzegł: „Uważaj, czerwone światło!”
- Ale i tak wszyscy przechodzą! - odparł zdumiony młodzieniec.
- Niech pan nie patrzy na wszystkich. Niech pan patrzy na światło.

209. A SYN?
Teodozjusz Wielki (ok. 347-395), władca rzymski, wyparł się boskości Chrystusa. Cesarz postanowił
uczynić następcą tronu swego syna Arkadiusza, gdy ten ukończył 16 lat. Na uroczystość przekazania insygniów władzy przybyło wielu dostojników, wśród nich również biskup Amfilocus. Teodozjusz wykrzyknął do niego, gdy ten zwrócił się bezpośrednio tylko do władcy:
- Jak to! Czyżbyś nie zauważył mojego syna? Wówczas duchowny zbliżył się do Arkadiusza i kładąc mu
dłonie na głowie powiedział:
- Pan błogosławi Cię, moj synu!
Cesarz doprowadzony do wściekłości zawołał:
- To cały twój szacunek, jaki okazałeś następcy tronu, którego uczyniłem równym sobie?
- Panie - odpowiedział biskup - zbyt surowo oceniłeś moje przeoczenie, to że nie potraktowałem twego syna jak równego tobie. Skoro tak jest, to co musi Odwieczny Bóg myśleć o tobie, cesarzu, jeśli ty równego Mu i również wiecznego jak On Syna Bożego degradujesz do poziomu jednego z Jego stworzeń?
Władca chcąc nie chcąc musiał przyznać w duchu, że odpowiedź była słuszna.

210. JAKIE NIEBO MASZ NA MYŚLI?
Dziecko zwraca się do matki:
- Niebo jest tam w górze, prawda? - i pokazuje w powietrze.
- Jakie niebo masz na myśli? - pyta matka.
- No, niebo - mówi dziecko.
- Czy myślisz o niebie pokrytym chmurami, tym, po którym latają samoloty? - cierpliwie pyta dalej
matka.
- Nie, o prawdziwym niebie, w którym są aniołowie
- odpowiada dziecko. Wtedy matka mówi:
- Niebo, o które ci chodzi, jest tam, gdzie jest Bóg. A Bóg jest wszędzie. Dlatego i niebo nie jest gdzieś
ponad nami, lecz wszędzie - w nas i wokół nas. Tylko że na razie nie potrafimy go jeszcze zobaczyć. Bóg musi dać nam najpierw inne oczy i inne serca.

211. UKRYTA ZAPŁATA
Biskup francuski, Fenelon ( + 1715), w wieczór wigilijny chciał wynagrodzić trzech robotników, którzy
w jego domu wykonywali naprawy.
- Tu na stole - rzekł do nich - leżą 3 złote monety i 3 pożyteczne książki. Niech każdy z was wybierze
sobie monetę albo książkę.
Dwóch robotników zdecydowało się bez namysłu na pieniądze. Trzeci zawahał się przez chwilę, w końcu wybrał książkę.
- Mam w domu niewidomą matkę, będę jej wieczorami czytał.
- Biskup uśmiechnął się i powiedział:
- Niech pan otworzy kartę tytułową.
Robotnik otworzył książkę i zobaczył naklejone na karcie tytułowej... trzy złote monety. Dwom
rozczarowanym biskup nie omieszkał przypomnieć:
- Kto przenosi złoto nad to, co przynosi pożytek duchowy, musi się zadowolić mniejszym zyskiem. Kto
zaś pragnie dóbr wiecznych, dostanie też i ziemskie. Dlatego Chrystus powiedział: „Szukajcie królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane”.

214. CO BUDZI ZDZIWIENIE LUDZI?
Kto pracuje dla ogółu, nie może za bardzo liczyć na wdzięczność i uznanie innych. Powinien być
przygotowany raczej na obojętność i krytykę. W tej dziedzinie życia panuje często dziwna psychologia.
Arystydes Briand (1862-1932), premier Francji, dobrze ją opisał:
Szaleniec przychodzi do sklepu z młotkiem w ręku. Rozbija w „drobny mak” naczynia z porcelany.
Zewsząd zbiegają się ludzie. Stłoczeni wokół miejsca zdarzenia przecierają oczy, otwierają szeroko usta.
Kilka godzin potem wchodzi do sklepu starszy człowiek. Pod pachą trzyma puszkę kleju. Zakłada
okulary i zaczyna z anielską cierpliwością sklejać leżące skorupy.
Możemy być pewni - nikt, kto obok przechodzi, nie przystanie, aby podziwiać jego pracę.

215. CICHE ZAMYKANIE DRZWI
Gorliwy kleryk zapytał św. Franciszka Salezego:
- Co mógłbym ze swej strony uczynić dla pokoju? Święty dał rozbrajającą odpowiedź:
- Proszę nie trzaskać drzwiami.

216. UMIEĆ CZEKAĆ
Pracowity Chińczyk Li-peng zaorał i obsiał swoje poletko. Po paru tygodniach od zasiewu dziwił się, że
ziarno tak powoli wzrasta. Na sąsiednim polu widział już duże zielone kiełki! Z każdym dniem malała jego cierpliwość. Nie mógł sypiać. W końcu wpadł na pewien pomysł. Pobiegł na pole i zaczął ciągnąć w gorę delikatne źdźbła. Była to oczywiście żmudna praca, ale wytrwałość wieśniaka pokonała zniechęcenie. Po przyjściu do domu opowiedział sąsiadom, jak pomógł rosnąć zbożu. Ci, zaciekawieni pobiegli zobaczyć dzieło Li-penga. Ujrzeli zwiędły i zniszczony zasiew. Długo jeszcze po tym wydarzeniu śmiano się we wsi z człowieka, który nie umiał czekać.

217. ZNALEŹĆ DOBRO
W Atenach podczas ślubu chłopiec, syn żyjących rodziców, obnosił dookoła nowożeńców kosz z
chlebem, wymawiając przy tym sakramentalne, z misteriów znane wyrazy: „Uszedłem przed złem, znalazłem dobro”. Zło -to doczesność, dobro - wieczność, zarówno w małżeństwie, jak i misteriach: nieśmiertelność gatunku uzależniona od małżeństwa.

218. MIESZKANIE BOGA
Podczas kolędy ksiądz zapytał dzieci: gdzie mieszka Bóg? Odpowiedziały, że w niebie, że cała ziemia
jest pełna Jego obecności i chwały. Ksiądz miał jednak swoją własną odpowiedź na pytanie, które postawił:
„Bóg mieszka tam, gdzie się Go z miłością zaprosi”.

221. PTAK CIERNISTYCH KRZEWÓW
Jedna z legend opowiada o ptaku, który śpiewa jedynie raz w życiu, piękniej niż jakiekolwiek stworzenie na Ziemi. Z chwilą gdy opuści rodzinne gniazdo, zaczyna szukać ciernistego drzewa i nie spocznie, dopóki go nie znajdzie. A wtedy, śpiewając wśród gałęzi, nabija się na najdłuższy, najostrzejszy cierń. Konając wznosi się ponad swój ból, żeby prześcignąć w śpiewie słowika. Jedną, najpiękniejszą pieśnią, za cenę życia. Cały świat zamiera w ciszy, aby go wysłuchać, uśmiecha się nawet Bóg w niebie. Bo to, co najpiękniejsze, trzeba okupić ogromnym cierpieniem. Tak głosi legenda.
Kochać i tracić, pragnąć i żałować,
Padać boleśnie i znów się podnosić,
Krzyczeć tęsknocie „Precz!” i błagać „Prowadź!”
Oto jest życie: nic, a jakże dosyć...
Zbiegać za jednym klejnotem pustynie,
Iść w toń za perlą o cudu urodzie,
Ażeby po nas zostały jedynie
Ślady na piasku i kręgi na wodzie.
(Leopold Staff, Kochać i tracić...!

223. TY SAM
Kaleb, bohater powieści Johna Steinbecka „Na wschód od Edenu” dowiaduje się, kim była jego matka i jakie złe życie prowadziła. Od razu chce się usprawiedliwić: „Wszystkiemu była winna moja matka, ona była zła, więc i ja jestem zły i nie mogę za zło odpowiadać”.
Mądry Chińczyk Li wyjaśnia mu wtedy, że nikt nie może usprawiedliwiać się dziedzictwem. Każdy nosi
w sobie pierwiastki dobra i zła, a wybór zależy od niego. „Cokolwiek zrobisz, zrobisz sam” - kończy swoją radę.

224. CO CZYNI CZŁOWIEKA SAMOTNYM?
Ziarno pszenicy ukryło się w stodole.
Nie chciało, aby je zasiać.
Nie chciało umrzeć.
Nie chciało się poświęcić.
Chciało uratować swoje życie.
Nie chciało być chlebem. Nie pojawiło się na stole.
Nie zostało pobłogosławione ani podzielone.
Nie dało życia.
Nie podarowało radości.
Pewnego dnia przyszedł rolnik.
Razem z kurzem stodoły wymiótł również i ziarno.

225. ROZTROPNY WŁADCA
Mieszkańcy pewnego miasta greckiego mieli ciekawy zwyczaj obierania sobie co roku nowego króla.
Mógł nim zostać tylko cudzoziemiec, który nie znał usposobienia i obyczajów przyszłych poddanych. Ci mniemali, że lepiej będzie im się wiodło, jeśli co roku będą mieli nowego władcę.
Prawie wszyscy nowo wybrani królowie żyli przez ten rok hucznie i wesoło. Kiedy rok panowania się
kończył, porywani byli przez mieszkańców miasta i uprowadzani na bezludną wyspę, gdzie pozbawieni domu i pożywienia szybko umierali.
Pewnego roku wybrali sobie króla roztropniejszego od swych poprzedników. Ten za pieniądze
dowiedział się od ludzi, jaki jest koniec królowania. Kiedy więc poznał swój przyszły los, wysyłał na wyspę przez cały rok okręty z żywnością i żołnierzami. Upłynął rok i króla spotkał ten sam los, co jego poprzedników.
Na wyspie znalazł jednak wszystko, co przedtem zgromadził. Wrócił z żołnierzami do miasta i panował już bez przeszkód wiele lat.

227. ODSUNĄĆ NIESZCZĘŚCIE
„Do młodego wikariusza w Hajdukach koło Katowic przychodziła matka z prośbą o modlitwę w intencji syna zesłanego do obozu w Oświęcimiu. Po pewnym czasie zjawił się w mieszkaniu księdza chłopak, który wrócił z Oświęcimia.
- Proszę sobie wyobrazić, co zrobiła moja matka. Wykorzystała to, że jeszcze nie mam 18 lat i podpisała za mnie volkslistę. Na tej podstawie zwolniono mnie z obozu.
Po upływie roku chłopca powołano do wojska. Zjawił się u księdza w mundurze niemieckiego żołnierza, narzekając na swój los.
Pewnego dnia do zakrystii przyszła zapłakana matka i pokazała wikaremu telegram, że syn zginął na
froncie za Wodza, Naród i Ojczyznę - bo takiej formułki używano.
- Proszę księdza, to już wolałabym, żeby zginął w Oświęcimiu! Wiedziałabym przynajmniej, gdzie
zginął, gdzie jest jego grób. Wiedziałabym za co zginął.

228. SKARB ŻYCIA
Wędrowny nauczyciel, Muretus, przebywając w jednym z włoskich miast, nagle zachorował. Jako że był biednym człowiekiem, umieszczono go w szpitalu dla bezdomnych.
Lekarze dyskutowali na temat jego choroby w języku łacińskim, co w czasach średniowiecza było rzeczą normalną. Nie przypuszczali jednak, że pacjent może rozumieć ten język. Uważając go za osobę nie przedstawiającą żadnej wartości, postanowili przeprowadzić na nim pewne doświadczenie medyczne. Na to bezdomny bakałarz odpowiedział im w ich naukowym języku: „Nie nazywajcie bezwartościowym tego, za którego umarł Chrystus”.

230. A PIĄTE PRZYKAZANIE?
Jane urodziła się z wrodzoną wadą serca i była skazana na rychłą śmierć w razie pozostawienia jej w
takim stanie. Operacja mogła uratować życie, lecz zdaniem specjalistów - lekarzy dziecko musiałoby leżeć w łóżku nie mogąc normalnie żyć, wiodąc życie kaleki i wymagając ciągłej opieki otoczenia. Nawet takie życie dziecka trwałoby jednak tylko -zdaniem lekarzy - około 20 lat, po czym musiałaby nastąpić śmierć. Mając takie perspektywy dla dziecka, rodzice zdecydowali, że nie będą poddawali dziecka operacji, która mogłaby uratować mu życie na lat 20. Zadecydowali więc zaraz o śmierci dziecka, ponieważ niewykonanie operacji było równoznaczne ze śmiercią. Aby jednak uniknąć oskarżenia o zabójstwo dziecka, wnieśli sprawę do sądu, aby wydał im urzędowe pozwolenie na niewykonanie operacji. Sąd... przychylił się do prośby rodziców, potwierdził ich decyzję, dziecka nie operowano, nastąpiła jego śmierć. Był to pierwszy wyrok sądu tego rodzaju w Stanach Zjednoczonych, a może w ogóle w świecie.

233. ZŁOTE ZIARNO
Pewien rolnik -jak opowiada legenda hinduska - niósł na plecach worek pełen pszenicy. W drodze spotkał Boga.
- Podaruj mi trochę ziaren - prosił go Wszechmocny. Chłop wyciągnął z worka jedno ziarenko i dał je
Bogu. Stwórca potrzymał dar przez chwilę w dłoni i zwrócił Hindusowi. Zdumiony wieśniak spostrzegł, że ziarno jest... złote. Jeszcze długo, długo po tym wydarzeniu wyrzucał sobie swoją chciwość.

234. UŻYWAĆ ŻYCIA
Zbrodnia na krakowskich Plantach. Chciała „użyć życia” wielkomiejskiego i wpadła w męty społeczne.
Zginęła, gdy środowisko to chciała opuścić. Śledztwo doprowadziło do wykrycia i ujęcia mordercy, 28 letniego niebieskiego ptaka.
Małgorzata, córka uczciwej rodziny z podgórskiej miejscowości, nie lubiła pracy na wsi. Powiedziała
sobie krótko, że chce „użyć życia”, a ponieważ natura nie poskąpiła jej urody, szybko ze służącej awansowała na barmankę w nocnym lokalu. Siostra młodej kobiety, która również przebywała w Krakowie, napisała do matki alarmujący list: „Przyjeżdżaj, aby nie było za późno. Małgośka schodzi na złą drogę”. Matka-wdowa zastała dziewczynę w hotelu, w pięknej sukni, obwieszoną biżuterią.
- Nie troszcz się o mnie - powiedziała córka do matki.
- Nigdy nie byłam tak szczęśliwa.
Matka odjechała, ale wymogła na dziewczynie, że przyjedzie na odpust. Odpust odbył się w niedzielę, w tę samą niedzielę, kiedy ciało dziewczyny wystawione było w kostnicy do rozpoznania.
Policja, prowadząc dochodzenie wśród bywalców nocnych lokali, stwierdziła, iż krytycznego wieczoru,
kiedy widziano po raz ostatni młodą „tancerkę” Małgorzatę, była ona w towarzystwie młodego człowieka, obracającego się wśród mętów społecznych.
Młody mężczyzna, syn zamożnej rodziny, którego ojciec zajęty był interesami i bywał rzadko w domu,
posiadał za dużo pieniędzy i jeszcze więcej pobłażliwości matki oraz babki. Początkowo bawił się w gronie „złotej młodzieży”, gdzie udawał „zucha”. Z czasem trafił między męty, w grono zawodowych szulerów. W dzień spał, w nocy zajmował się dwoma lokalami, w których miał kapitały. Sporo czasu spędzał na grach hazardowych, przy czym pomawiano go o „pomaganie szczęściu”. Jednocześnie zajął się jako „opiekun” młodą Małgorzatą, za którą musiał zapłacić jej poprzedniemu przyjacielowi „odstępne”.
W wyniku kilkunastogodzinnych przesłuchań oraz dochodzeń przyznał się do morderstwa. Oświadczył
on, że powodem zbrodni był fakt, że Małgorzata chciała opuścić środowisko mętów społecznych i wrócić do normalnego życia. Nie chciała jednak zapłacić „kary - odszkodowania”, której od niej zażądał aktualny „właściciel”. Pobita do nieprzytomności, polana benzyną i podpalona, zakończyła tragicznie młode życie.

236. BOŻY PLAN WOBEC ANNY
Przed wypadkiem 17 letnia Anna była przeciętną, miłą i wesołą dziewczyną. Żyła beztrosko pod opieką rodziców, chodziła do szkoły, była zakochana w chłopcu, z którym mieli zamiar się pobrać. Marzenia jej legły w gruzach. Skacząc do wody, uderzyła głową o coś twardego. Pęknięcie dwóch kręgów spowodowało paraliż ręki i nóg. Zaczął się dla niej okres buntu i rozpaczy, była bliska samobójstwa. Leżąc nieruchomo, we wszystkim zdana na innych, bez przerwy pytała: Jak Bóg mógł do tego dopuścić? Dlaczego właśnie ja? Jaki jest sens życia?
Potem zaczęła czytać Biblię. Zaczęła również swoje cierpienie wiązać z wiarą w Boga. Zrozumiała, że
Bóg wybrał dla niej spośród wielu możliwości życia - życie człowieka sparaliżowanego. Zrozumiała, że nogi, które nie mogą chodzić i ręce, które nie mogą nic zrobić są jakąś nitką we wspaniałym wzorze Bożego planu.

237. NIE BYŁ SAM
W 1987 roku został porwany jako zakładnik przez terrorystów islamskich Amerykanin, wykładowca
Uniwersytetu w Bejrucie. Od razu został zamknięty w ciemnym pomieszczeniu. Żadnej wizyty, żadnego towarzystwa. Jedynym kontaktem z ludźmi był posiłek podawany mu bez słowa, raz dziennie, a od czasu do czasu badawcze oko strażnika, którego obecności można się było domyślić po dźwięku otwieranego judasza.
Strażnik przychodził sprawdzać przestrzegania przepisów. Więźniowi nie wolno było kłaść się na sienniku przed godziną gaszenia światła, pod groźbą poważnych kar. Ani książki, ani ołówka, ani papieru, ani pracy, ani rozrywki. W samotności tej myślał, że zwariuje podczas nie kończących się dni i nocy. Po jakimś czasie jednak odkrył obecność na dnie swego serca... W głodzie ciała i ducha odnalazł modlitwy z dzieciństwa, przywrócił pamięci wersety Ewangelii, słowa Mszy, o których myślał, że są zapomniane. Każdego dnia odnajdywał ich więcej i powoli je powtarzał na nowo. Przedłużał te chwile łaski. Nie był już sam i w ten sposób „przetrzymał”, a także pogłębił się. Kiedy wyszedł stamtąd po upływie 4 lat, był innym człowiekiem, bardziej człowiekiem, a jednocześnie chrześcijaninem.

238. POTRZEBNY JAK POWIETRZE DO ŻYCIA
Ksiądz na lekcji religii powiedział uczniowi:
- Jeśli chcesz, Bóg przyjdzie do Ciebie.
Ten nie zrozumiał do końca, co mogą znaczyć te słowa. W czasie wakacji obydwaj kąpali się razem w
rzece i ksiądz zachęcił chłopca: „zanurkuj!„
Kiedy uczeń znajdował się pod wodą, katecheta przytrzymał go do chwili, aż zaczęło brakować mu
świeżego powietrza. Potem puścił.
- Czego chciałeś - zapytał - tam, pod wodą?
- Powietrza.
- Czy podobnie pragniesz Boga?
- Nie.
- A więc znajdziesz Boga dopiero wtedy, gdy będziesz Go potrzebował jak powietrza do życia.

244. BŁĄD W OBLICZENIACH
Kardynał Faulhaber siedział na uroczystym przyjęciu tuż obok profesora Einsteina. Znany fizyk, twórca
teorii względności, zagadnął dostojnego sąsiada:
- Eminencjo, co powiedziałby pan na to, gdyby matematycy czarno na białym udowodnili, że nie ma
Boga?
- Czekałbym cierpliwie do chwili, aż odnaleźliby błąd w swoich obliczeniach.

249. O TOLERANCJI
Maria Konopnicka w noweli „Mendel Gdański” ukazuje dwie rożne postawy wobec przedstawiciela innej religii. Widok modlącego się Żyda jest dla grupy lekkomyślnych chłopców okazją do kpin, chuligańskich wybryków. W tym samym czasie przechodzący obok tego miejsca ksiądz uchylił kapelusza na znak szacunku dla człowieka, który modlił się do Boga. Wszelkie przejawy tryumfalizmu czy wyższości są zaprzeczeniem tolerancji i wolności, których domagamy się od innych.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

252-300

5-60

102-150