62-100



62. WYMOWA MIŁOŚCI
Sześcioletni Jerzy poszedł do „zerówki”. Pani zapoznaje się z podopiecznymi i pyta m.in. Jurka: - „Jak
masz na imię?” - „Jureczek”. - „A mama? - „Kochanie”. - „A tatuś? - „Serduszko”. Pozostałe dzieci wybuchnęły śmiechem. Pani skorzystała z okazji i wytłumaczyła dzieciom co to znaczy. Na sali zrobiło się cicho. Dzieci zrozumiały wymowę miłości.

66. BYĆ SOBĄ
Być sobą! Pisarz Igino Giordani („Maryja wzorem doskonałym”) tak ujmuje społeczną sytuację Maryi:
„Poza Nazaretem mało kto Ją znał, a w Nazarecie mało kto o Niej mówił. Dni spowijało milczenie, lecz zwykle nie mówi się o tym, kto żyje w pracy, w spełnianiu obowiązku. Gazety obfitują w kroniki działalności niszczycieli i „killers”, ludzi, którzy gwałcą prawa wstydu, porządku i wolności. W kronikach mają o wiele więcej miejsca gwiazdy filmowe i demagodzy, ludzie anormalni i kryminaliści - niż miliony matek, sióstr i misjonarzy, pokorna masa, z której żyje społeczeństwo. Maryja jest wzorem tego życia pełnego, realnego, wolnego od kadzideł”.

67. NIOSĄCY CHRYSTUSA
Dwieście lat po narodzeniu Chrystusa żył w Samon człowiek, olbrzym, który nigdy nie słyszał ani słowa o Chrystusie. Był to nieokrzesany prostak o gołębim sercu. Pragnął zostać poddanym tylko kogoś silniejszego od siebie. Pewnego dnia spakował swój dobytek i ruszył w drogę, aby znaleźć tego większego. Po drodze przystawał tu i tam i rozpytywał o najpotężniejszego człowieka. Wszyscy dawali mu taką samą odpowiedź: król.
Najpierw olbrzym przybył do miasta, w którym żył król, a kiedy dostał się do pałacu, zobaczył króla w
całym przepychu.
- Kim jesteś, nieznajomy? - zapytał król.
A olbrzym spytał:
- Czy ty jesteś królem?
- Tak, to ja.
Wtedy olbrzym powiedział:
- Bądź moim panem, gotów jestem ci wszędzie towarzyszyć.
Przez następne dni szedł za królem wszędzie, gdzie tamten się udawał. Król cieszył się ze swego nowego sługi, gdyż żaden władca nie mogł się poszczycić takim silnym i gorliwym towarzyszem. Pewnego dnia, kiedy szli przez miasto, usłyszeli, jak dwaj mężczyźni się spierają. Jeden wymyślał drugiemu i życzył mu, aby go diabeł porwał.
Wtedy król przestraszony przeżegnał się.
- Dlaczego to czynisz? - zapytał olbrzym.
- Tak trzeba robić, kiedy zostaje wspomniane to imię
- powiedział cicho król, potem cofnął się i przeżegnał powtórnie.
- Bądź zdrów, mój królu - rzekł olbrzym.
- Dokąd odchodzisz?
- Poszukać tego, którego się boisz, albowiem on musi być mocniejszy niż ty.
I olbrzym odszedł ze smutkiem w oczach.
Znów zatrzymywał ludzi i pytał o diabła, ale każdy się odwracał i uciekał. Olbrzym nie mogł tego zrozumieć. Nie musiał jednak długo szukać. Na pustej drodze ukazał się diabeł w swej czarnej okazałości i dobroduszny olbrzym zapytał:
- Czy ty jesteś diabłem?
- Tak, to ja.
Potem olbrzym powiedział:
- Bądź moim panem.
Szatan skinął głową i znów olbrzym był gotów do służby.
Ale już wkrótce zobaczył, jak jego pan zatrzymał się przerażony.
- Musimy iść inną drogą - powiedział ochrypłym głosem.
- Dlaczego?
- Dlatego - I szatan wskazał na prosty drewniany krzyż, który stał na skraju drogi. Olbrzym spojrzał na
krzyż, ale nie dostrzegł w nim nic, co by mogło budzić przerażenie. Była na nim tylko postać biednego
człowieka bez odzienia.
Kiedy się odwrócił, diabła już nie było. Olbrzym długo go szukał, ale diabeł znikł bez śladu. Teraz
zauważył, że postać na krzyżu ma koronę. Pomyślał więc: Skoro ten tu jest silniejszy niż ten, który właśnie zniknął, wobec tego ten jest królem, temu pragnę służyć. Udał się na poszukiwanie, nie przypuszczając, że szuka Boga. Po jakimś czasie przybył nad szeroką, wzburzoną wodę. Na przeciwległym brzegu klęczał pustelnik przed swoją chatą.
Olbrzym przeszedł w bród rzekę. Pustelnik skończył modlitwę i obserwował olbrzyma. Pobożny
człowiek zapytał:
- Co cię tu sprowadza?
- Szukam króla, który jest mocniejszy od diabła.
Jego wzrok padł na krzyż, pod którym pustelnik się modlił.
Olbrzym powiedział:
- To ten człowiek.
- To Chrystus, Zbawiciel, którego szukasz.
- Jak mam go znaleźć?
- Padnij na kolana i módl się.
Pustelnik zobaczył, że olbrzym nie potraf się modlić. Tylko błagalny wzrok zdawał się zdradzać jego stan.
- Przyjdzie dzień, kiedy nauczysz się modlić. Tymczasem pozostań u mnie. Jest tu dość pracy dla
przewoźnika. Rzeka jest rwąca, a wędrowcy, którzy przechodzą w bród, często muszą zawracać.
- Teraz już nie będą musieli - odparł olbrzym wesoło i od razu zabrał się do pracy. Był bardzo zadowolony, ponieważ mógł wykorzystać swoje siły. Jednocześnie jednak czuł się nieszczęśliwy, albowiem służył wszystkim, tylko nie temu, którego szukał.
Pewnego wieczoru olbrzym zamierzał położyć się spać, bo o tak późnej porze nie spodziewał się już
żadnego wędrowca. Nagle usłyszał dźwięczny głos. Ktoś wzywał przewoźnika. Zszedł nad rzekę. Stało tam dziecko.
- Jestem tu sam. Jak mam dostać się na drugi brzeg? - zapytało dziecko.
- Przeniosę cię na plecach.
- Nie będzie ci za ciężko?
Wtedy olbrzym uniósł dziecko w gorę jak piórko, posadził sobie na plecach, wziął kij i szedł przez
ciemną wodę nie czując wcale ciężaru, który dźwigał. Przeszedł niespełna ćwierć drogi i powiedział - Ty ważysz więcej, niż myślałem.
Pośrodku rzeki otarł pot z czoła: Chłopcze, czy to ty jesteś taki ciężki, czy ja jestem taki słaby? Nigdy
dotąd nie dźwigałem takiego ciężaru.
Szedł powoli opierając się na kiju. Kiedy przeszedł już trzy czwarte drogi, przystanął i jęknął: - Czuję się tak, jakbym niósł na plecach cały świat. - Zdawało mu się, że plecy mu pękną, zanim dotrze do brzegu. Ostatni odcinek drogi wydawał mu się dłuższy niż cała dotychczas przebyta odległość. Każdy krok przychodził mu z wielkim trudem. Wreszcie doszedł do brzegu i zsadził „ciężar” z ramion. Całkiem wyczerpany położył się na trawie. Usłyszał jeszcze, jak dziecko powiedziało:
- Krzysztofie! Dźwigałeś na swoich plecach cały świat. Ja stworzyłem świat, ja zbawiłem świat i ja noszę grzechy świata.
Kiedy Krzysztof spojrzał, dziecka już nie było. Teraz już wiedział, kto mu nadał imię i kogo przenosił
przez rzekę. Przycisnął usta do miejsca, gdzie stało dziecko i szepnął:
- Bądź moim Panem!

69. PAN PREZYDENT
Film „Odwiedziny Prezydenta” przedstawia rozbitą rodzinę. Ojciec znalazł sobie jakąś panią. Matka
mieszka poza domem z jakimś panem. Nawet babcia całymi dniami przesiaduje w restauracji, oczekując na swą drugą czy trzecią młodość. W domu pozostał samotny chłopiec, Jacek. Ma wszystko, czego zapragnie: zabawki, ubrania, jedzenie. Brak mu tylko jednego: SERCA. Pragnie porozmawiać z ojcem, z matką, choćby i z babcią. Niestety, nikt dla niego nie ma czasu. Jacek w samotności dostaje rozdwojenia jaźni. Zdaje mu się, że ktoś przychodzi, bierze go na spacery... Ten przybysz ma wygląd ojca, ale to nie jest ojciec. To bajeczny „Pan Prezydent”.

70. SPEŁNIONE OCZEKIWANIA
Mąż, jakiego oczekują żony (według amerykańskiego psychologa):
1. Zadowolony z wszystkiego, co mu żona daje.
2. Wszystko spostrzegający.
3. Taki, co od czasu do czasu przynosi kwiaty.
4. Taki, co pamięta o rocznicach.
5. Taki, który słowami i czynem okazuje, że żona jest jedyna.
6. Używa słowa i pojęcia „my”.
7. Spędza z żoną przynajmniej niedziele i święta.
8. Rozumie naturalną regulację poczęć.
9. Nie twierdzi, że dzieci to wina jego żony.
10. Nosi ją na rękach (nie koniecznie dosłownie). A wtedy może już nie prać i nie gotować i nawet może jej „brutalnie pożądać

76. BOŻE DOŚWIADCZENIA
Podczas kolędy staruszka zapytała młodego księdza dlaczego Bóg doświadcza wciąż ludzi chorobami i cierpieniami?
- Czasami ludzie są tak pełni zła - odparł pewnie duchowny - że trzeba ich po prostu usunąć.
- Ale dlaczego giną przy tym także dobrzy i uczciwi ludzie - wtrąca babcia.
- Ci są wzywani na świadków - odparł po zastanowieniu ksiądz. Pan Bóg jako sędzia chce, aby każdy
miał rzetelny proces.

78. MIEJSCE DLA BOGA
Słynna odpowiedź, jaką fizyk francuski Pierre de Laplace (1749-1827) dał cesarzowi Napoleonowi, kiedy ten zapytał go gdzie w jego systemie jest jeszcze miejsce dla Boga:
- „Sir, takiej hipotezy ja nie potrzebuję! „ (z czego sam fizyk nie zdawał sobie sprawy) - oznacza postęp nie tylko naukowy, lecz również teologiczny. Ponieważ ten Bóg, którego tu usunięto, nie był Bogiem, ale bóstwem do łatania wszystkich dziur, bóstwem od egzaminów, bóstwem fortuny (czy jakbyśmy go nazwali w zależności od każdorazowej potrzeby), który zresztą swój żałosny żywot pędził jedynie na marginesie ludzkiej egzystencji i wzywany był stamtąd jak „deus ex machina” - bóstwa z maszyny teatralnej w greckim dramacie.

80. ODPOWIEDZIALNOŚĆ NAUKOWCA
Szwajcarski dramaturg Friedrich Dürrenmatt w sztuce „Fizycy” przedstawia problem neutralności pod
względem swojej wartości nauki czy techniki. Ta dwuaktowa sztuka rozgrywa się w domu dla  obłąkanych, do którego schronił się fizyk Johann Wilhelm Möbius symulując obłęd. Möbius odkrył fizyczną formułę świata.
Kto ją zna, ten ma świat w swoich rękach i może decydować o jego życiu i zgubie. Odkrywca ucieka przed moralną odpowiedzialnością. Tymczasem wywiady zachodni i wschodni dowiedziały się o jego badaniach (lecz nie wyniku). Dwóch agentów, obaj fizycy, którzy również udają umysłowo chorych (jeden nazywa siebie Newtonem, a drugi Einsteinem), daje się zamknąć razem z Möbiusem w domu dla obłąkanych, ażeby go pilnować. Zatem, ucieczka do domu wariatów, ażeby świat nie przemienił się w dom wariatów. To, że odkryć i wiedzy nie można nigdy wycofać, pokazuje Durrenmatt w osobie lekarki, która poznając się bardzo dobrze na fikcyjnym obłędzie Möbiusa przepisuje potajemnie jego notatki i tak wchodzi w posiadanie formuły świata.
Zasadnicze przesłanie tej sztuki jest wyraźne: nie spełnia się moralnej odpowiedzialności uciekając przed nią, lecz dostarczając światu i ludzkości założeń do odpowiedzialnego zastosowania wiedzy naukowej i technicznej.

82. POWTÓRNIE SIĘ NARODZIĆ
Dziewiętnastoletni Karol uwikłał się w nieodpowiednie towarzystwo. Nie pomagały prośby i łzy matki.
Przepuszczał pieniądze. Wracał późno do domu. Pewnej nocy wraca, a ponieważ musiał przejść przez pokój matki czyni wszystko, aby niepostrzeżenie dostać się do swego pokoju. Potknął się jednak o coś co leżało na podłodze. To matka czuwała, leżąc przed krzyżem zawieszonym na ścianie.
- „Mamo, co tu robisz o tej porze?”
- „Modlę się za ciebie, mój synu”.
Karol tej nocy nie mógł zmrużyć oka. Od tamtej nocnej chwili zmienił się nie do poznania. Przeżył
powtórne narodziny.

83. W OBLICZU BOGA
Bertolt Brecht (1898-1956), znany dramaturg niemiecki ukazuje zdarzenie z życia niejakiego pana
Keunera. Na pytanie czy istnieje Bog ów pan K. odpowiedział zainteresowanemu:
- Radzę ci wpierw zastanowić się, czy - w zależności od odpowiedzi - zmieniłoby się twoje postępowanie. Jeżeli nie, to pytanie takie można uznać za niebyłe. Jeżeli tak, to mogę przynajmniej w tym pomoc, że powiem ci, że decyzję już podjąłeś: ty potrzebujesz Boga.

84. OSTATECZNA ODPOWIEDZIALNOŚĆ
Głos sumienia jest również świadomością ostatecznej odpowiedzialności. Film austriacki „Ostatni atak” poświęcony został ostatnim dniom Hitlera. Znajduje się w nim charakterystyczna scena rozmowy dwóch oficerów Wermachtu. Jeden z nich otrzymał rozkaz otwarcia śluz i zatopienia wodami Sprewy berlińskiego metra. W ten sposób dowództwo nazistowskie chciało opóźnić chwilę dotarcia Rosjan do kwatery Głównej Hitlera. W tychże kanałach metra znalazło schronienie tysiące bezdomnych berlińczyków. Gdyby otwarto śluzy - zginęliby wszyscy.
- „Nie boisz się tego uczynić” - pyta drugi.
- „Czegoż mam się bać? Jeśli wygramy, Hitler mnie wynagrodzi”.
- „Wygramy? Już wkrótce koniec. Pomyśl o tym, co będzie, gdy przegramy”.
- „Nie dam się Sowietom tknąć. Skończyć z sobą jest zawsze łatwo”.
- „No, dobrze, ale jeśli jest Bóg?”

88. TAKI JAKI JEST
Małżeństwo Abrahama Lincolna było pasmem udręk. Właśnie, tak! Nie śmierć od kuli zamachowca. Bo kiedy zabójca Booth strzelił, Lincoln nie zdał sobie wcale sprawy, że go trafiła kula. Codziennie jednak, przez 23 lata zdawał sobie sprawę z tragedii nieudanego małżeństwa. Przez te lata pani Lincolnowa nieustannym gderaniem zamęczała męża. Zawsze niezadowolona, ciągle krytykowała, nigdy w niczym nie mógł jej dogodzić. Przyczepiała się dosłownie do wszystkiego. A to się garbił, a to niezgrabnie stąpał, a to nie miał dostatecznej siły przebicia w załatwionych sprawach. Nie mogła patrzeć jak jego spore uszy odstawały od głowy niemal pod kątem prostym. Nawet skrytykowała nos męża, że krzywy; że dolna warga mu wystaje; że wygląda jak gruźlik; że nogi i ręce ma za duże, a głowę za małą. Lincoln i jego żona stanowili całkowity kontrast w zakresie wychowania, środowiska, temperamentu, gustu. Działali sobie na nerwy w nieopisany sposób. „Donośny, jazgotliwy głos pani Lincoln - pisze jeden ze współczesnych - rozchodził się po całej ulicy, a o jej szalonych wybuchach gniewu wiedziało całe miasteczko. Nieraz gniew wyrażał się czymś mocniejszym niż słowa”. Kiedy
Lincolnowie wkrótce po ślubie mieszkali w wynajętym mieszkaniu, żona podczas śniadania oblała ze złości męża gorącą kawą. Gospodyni domu z przerażeniem ocierała twarz Lincolnowi. On siedział, głęboko zawstydzony tą niesłychaną sceną. Zazdrość żony była tak niemądra i niewiarygodna, że nawet po upływie tylu lat, gdy się o tym wszystkim dowiadujemy, robi się człowiekowi przykro. W małżeństwie szczególnie sprowadza się prawda tzw. życiowa, że trzeba przyjmować człowieka takim jaki jest.

90. DUŻA POMOC MAŁEGO
Lew zbudzony z drzemki psotami mysz chwycił jedną z nich i groził, że za karę natychmiast ją zje.
- Daruj mi życie - prosiła mysz - a nie zapomnę ci tego i odwdzięczę się kiedyś. Lew rozbawiony propozycją rewanżu puścił ją wolno.
Niedługo potem ten sam lew nie mógł uwolnić się z sideł myśliwych. Wtedy zjawiła się mysz, przegryzła sznur pułapki i lew był wolny.

91. NIC STRACONEGO
Być może wielu ogarnia wątpliwość:
- Słyszałem już tyle kazań, nauk rekolekcyjnych, mniej albo więcej mądrych, wzruszających, pobożnych i przekonywujących. Co one mi w sumie dały, w czym pomogły? Tak wiele odeszło w zapomnienie. Czy jest sens słuchać następnych?
Nie od rzeczy będzie więc porównanie, że z kazaniami podobnie jest jak z wodą laną do koszyka. Woda wprawdzie wycieknie, ale koszyk zostanie wilgotny i zawsze bardziej czysty.

92. PRAGNIENIE BOGACTWA
Młody człowiek pragnął być bardzo bogatym. Udał się na poszukiwanie skarbu. Szedł przed siebie,
wypytywał spotkanych ludzi, gdzie może znaleźć bogactwo. W kolejnym dniu wędrówki przy źródle, gdzie zatrzymywali się podróżni spotkał siedzącego starca. Przystanął, aby odpocząć i napić się wody. Kiedy po chwili chciał wstać, starzec zapytał: „Gdzie się spieszysz, młodzieńcze?” - „Do skarbów” - odpowiedział - „Bo chcę być bogaty”. - „Zaczekaj, spróbuję ci pomoc” - rzekł starzec. - „Czy to daleko, dziadku?”.
Ze swojej torby podróżnej starzec wyjął małą szkatułkę, zdjął zawieszony na piersiach kluczyk i otworzył. Na dnie szkatułki leżała mała książka. Po otwarciu młodzieniec spostrzegł, że w pięknych okładkach książki była tylko jedna kartka. Na niej zapisane jedno zdanie: - „Tylko Bóg jest wieczny”. Starzec przeczytał młodzieńcowi te słowa i dodał: jeżeli szukasz tego skarbu, to nie musisz iść dalej. On jest wszędzie. Młodzieniec ucałował otwartą księgę i pozostali razem.

95. POCHWAŁA KUGLARZA
Pewien kuglarz wędrował przez wiele lat po świecie, to tu, to tam, daleko i blisko, ale nigdzie nie zaznał spokoju, aż w końcu wszystko, co go spotkało, budziło w nim niechęć. Postanowił wtedy porzucić ten rodzaj życia. Udał się do klasztoru zwanego Claravallis. Opat przyjął go serdecznie i włączył do zgromadzenia braci.
Kiedy kuglarz przeżył już jakiś czas w klasztorze, okazało się, że nie był mocny w żadnej ze sztuk, w której miał możność się ćwiczyć. Nie umiał więc czytać z ksiąg, nie umiał śpiewać „Pater noster” ani „Credo”, ani uprawiać żadnej innej sztuki duchowej. A sztuczki i tańce na nic mu się tu nie przydały.
Pewnego dnia, kiedy był bardzo przygnębiony, a bracia śpiewali pieśni nabożne, stanął przed świętym
obrazem i powiedział kłaniając się pokornie.
- Czcigodna Pani! W służbę Tobie oddaję moje ciało i duszę. Nie gardź moją sztuką! Ja nie potrafię Cię czcić pieśniami pochwalnymi i modlitwą tak jak inni bracia. Dlatego pragnę to robić jak jagnięta, które skaczą przed swoją matką. O słodka Pani, spojrzyj łaskawie na swojego „sługę! I rozpoczął swoje widowisko, wykonując jednocześnie zgrabne skoki w prawo i w lewo, to wysoko, to daleko. I służył tak Maryi przez wiele dni, a serce jego tak się tym wypełniło, że nie myślał o niczym innym i niczego innego nie pragnął. Bał się tylko, że ktoś odkryje jego tajemnicę, a wtedy - tak sądził - bracia wypędzą go z klasztoru na ten pogmatwany świat.
Wkrótce potem opat przyszedł z jednym z braci do kościoła. Znaleźli też ukryte miejsce w pobliżu
ołtarza, skąd mogli dobrze widzieć, a sami byli niewidoczni. Popatrzyli na kuglarza, jak się starał, jak kłaniał się i skakał przed świętym obrazem, aż wreszcie nie mógł już poruszać członkami i padł bezwładnie na ziemię.
Kiedy tak leżał, bracia zauważyli, że od sklepienia spływa w dół cudowna Postać. Tak pięknej Postaci człowiek nigdy dotąd nie oglądał. Towarzyszył jej zastęp aniołów i archaniołów. Wszyscy skupili się wokół kuglarza przynosząc mu pociechę i ulgę. Następnie Postać pobłogosławiła swego tancerza i unosząc się w gorę odwracała jeszcze ku niemu przyjazną twarz. Wszystko to widział opat wraz z bratem po wielokroć, a cud ten sprawił, że serce kuglarza stało się jasne i pogodne.
Z biegiem lat członki kuglarza utraciły swą siłę, aż wreszcie śmiertelnie chory musiał leżeć w łóżku.
Kiedy jego dusza odłączyła się od ciała, nasza umiłowana Pani wzięła ją w swe ramiona. Aniołowie unieśli Ją wraz z duszą kuglarza - na oczach wszystkich braci i podążyli do nieba. Mnisi godnie pogrzebali ciało kuglarza w klasztorze. Jego grób był jeszcze bardzo długo otaczany czcią jak wielka świętość.

96. ŚWIATŁO, KTÓRE PRZENIKA
Mały chłopiec został kiedyś poproszony przez nauczyciela o wytłumaczenie mu, kto to jest „święty”.
Przez chwilę dziecko stało wyraźnie skonsternowane, aż wreszcie uśmiech zadowolenia z samego siebie pojawił się na jego twarzy.
- „Wiem już! - zawołał. - Święty to taka osoba, przez którą przechodzi światło”.
Chłopiec będąc kiedyś w kościele, zauważył różnokolorowe witraże z wyobrażeniami świętych i scen
biblijnych. Patrzył z podziwem, jak światło poranka prześwieca prze szkło i tajemnicze, piękne figury. Dziecko było oczarowane i ten obraz utkwił mu w pamięci. Matka objaśniła mu wówczas, co oznaczają te figury. Wtedy usłyszał ów wyraz „święty”.
Chłopiec ten wypowiedział większą prawdę, niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Święty - to osoba, przez którą przepływa strumień Bożego światła, „poznanie chwały Bożej na obliczu Chrystusa” (2 Kor 4,6).

98. TWOJA RĘKA JEST WIĘKSZA
Papież Juliusz II zlecił słynnemu architektowi Bramante wykonać plan nowego kościoła. Gdy architekt ukończył plan, posłał go papieżowi przez swego synka. Dzieło spodobało się Juliuszowi II, zaprowadził więc chłopca do skrzyni z pieniędzmi i rzekł: - „Nabierz sobie, ile ręką obejmiesz”. Rezolutne dziecko bez namysłu odparło: - „Nabierz Ty, Twoja ręka jest większa”.

100. OTWARTE SERCE
„Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata” (Mt 25,34). Wymowną ilustracją tej prawdy jest opis śmierci papieża Innocentego III, wielce zasłużonego dla Kościoła.
Oto do umierającego przychodzi św. Franciszek z Asyżu. Widzi papieża w agonii trawionego lękiem
przed zbliżającą się śmiercią, więc pyta: „Ojcze św., powiedz co uczyniłeś w swoim życiu?” - „Wysoko podniosłem autorytet Kościoła - odpowiada papież”. 
- „To mało - mówi Franciszek - coś jeszcze uczynił?” 
- „Organizowałem krucjaty, starałem się odbić grób Chrystusa z rąk mahometan”
- „To mało, a co poza tym zrobiłeś?” 
- „Budowałem kościoły, sprowadzałem zakonników”. 
- „I to jeszcze mało, co więcej uczyniłeś?” Po zmęczonej twarzy papieża spływał pot
- „Dom mój był zawsze otwarty. Każdy biedny, chory, samotny, wszyscy potrzebujący pomocy mogli
przyjść i jeść z mojego stołu. - „To dużo, to bardzo dużo - zawołał św. Franciszek. Ojcze! nie lękaj się śmierci. Bóg czeka cię ze swoją nagrodą”.
„Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych mnieście uczynili” (Mt 25,40).

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

252-300

5-60

102-150